Marynarze z dwóch okrętów potrzebowali pomocy. Z pokładu zabrał ich śmigłowiec ratowniczy Mi-14PŁ/R. Zostali jednak przerzuceni nie na ląd, lecz na kolejną znajdującą się na Bałtyku jednostkę – to jeden z epizodów ćwiczeń Okrętowej Grupy Zadaniowej, która działała w Zatoce Pomorskiej.
Okrętowa Grupa Zadaniowa składała się z jednostek 8 Flotylli Obrony Wybrzeża w Świnoujściu. – Na Zatoce Pomorskiej ćwiczyły między innymi okręty transportowo-minowe, trałowce oraz okręt dowodzenia ORP „Kontradmirał Xawery Czernicki”. Port opuściły w nocy z poniedziałku na wtorek – mówi kmdr ppor. Jacek Kwiatkowski, rzecznik 8 FOW.
Jednostki współpracowały ze śmigłowcem ratowniczym Mi-14PŁ/R, który na co dzień stacjonuje w Darłowie. – Nasze zadanie polegało na ewakuacji dwóch marynarzy z pokładu ORP „Czernicki” oraz okrętu transportowo-minowego ORP „Gniezno” – wyjaśnia kpt. pil. Dariusz Sionkowski, który pilotował „czternastkę”.
Do poszkodowanych marynarzy zszedł ratownik. Następnie zostali oni wciągnięci na pokład śmigłowca przy użyciu tak zwanej pętli ratowniczej. Takiej metody używa się, kiedy ranna bądź chora osoba jest przytomna, a jej życiu nie zagraża bezpośrednie niebezpieczeństwo. W innych wypadkach załoga śmigłowca sięga po nosze lub kosz. Marynarzy podjętych z okrętów nie przetransportowano na ląd. Trafili na pokład kolejnej jednostki – okrętu transportowo-minowego ORP „Lublin”.
To zadanie, jak przyznają sami lotnicy, nie należało do zbyt skomplikowanych. – Warunki na morzu były bardzo dobre. Współpracowaliśmy też z okrętami dużymi i stabilnymi – mówi kpt. pil. Sionkowski. Większym wyzwaniem jest ewakuacja poszkodowanych na przykład z jachtów czy kutrów. – Małe jednostki są znacznie bardziej podatne na działanie fal. W dodatku na ich pokładach jest ciasno. Czasem, używając przenośni, człowieka, którego mamy podjąć, stawia się „na znaczku pocztowym” – opowiada pilot „czternastki”. Często akcję dodatkowo komplikuje fakt, że trzeba ją przeprowadzić w nocy.
– Zadanie, które teraz mieliśmy do wykonania, można uznać za szkolne. Przede wszystkim chodziło w nim o to, by spokojnie przećwiczyć procedury związane z ewakuacją – wyjaśnia kpt. pil. Sionkowski.
Śmigłowce ratownicze Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej nie tylko zabezpieczają działania sił morskich. Ich załogi pełnią całodobowe dyżury w krajowym systemie ratownictwa. W każdej chwili są gotowe nieść pomoc poszkodowanym na Bałtyku (odpowiadają za obszar o powierzchni 30 tysięcy kilometrów kwadratowych) oraz do stu kilometrów w głąb lądu. Żołnierze korzystają ze śmigłowców Anakonda stacjonujących w Gdyni-Babich Dołach oraz ze wspomnianych Mi-14PŁ/R z Darłowa. Maszyny te wspomaga samolot Bryza z lotniska w Siemirowicach.
Tymczasem działania Okrętowej Grupy Zadaniowej nie zakończyły się na współpracy ze śmigłowcem. Marynarze strzelali do celów powietrznych i nawodnych, ćwiczyli obronę jednostek przed bronią masowego rażenia i atakiem wrogich samolotów. – Okręty transportowo-minowe podeszły też w pobliże Dziwnowa, gdzie współdziałały z kompanią pomostów pływających. Dzięki nim wprost z plaży można załadować na pokład choćby ciężarówki ze sprzętem – wyjaśnia kmdr ppor. Kwiatkowski. Tym razem na okręty był wprowadzany wojskowy Jelcz.
Ćwiczenia OGZ kończą się w piątek.
autor zdjęć: chor. Marcin Purman/ 8FOW
komentarze