Nasi piloci są jednymi z najlepszych na świecie i z takimi partnerami muszą ćwiczyć. Stąd decyzja, by polskie F-16 wzięły udział w manewrach „Blue Flag” w Izraelu. Nie ma to nic wspólnego z operacją powietrzną w Syrii i nie ma mowy o bojowym użyciu polskich samolotów – powiedział wicepremier i minister obrony Tomasz Siemoniak na antenie Polskiego Radia.
Krzysztof Grzesiowski: Być może miał pan okazję słuchać, przed godziną 7 prezentowaliśmy opinie polityków z różnych partii politycznych, tych, które biorą, oczywiście, udział w wyborach, pomysły na armię, na przyszłość armii, na polski przemysł obronny. W skrócie wypisałem: podwyższenie wydatków na wojsko, zwiększenie liczby żołnierzy, modernizacja armii przez polskie przedsiębiorstwa, zwiększone nakłady na badania i rozwój, wzmocnienie czy wręcz odbudowa obrony terytorialnej, no i wreszcie kwestie już takie personalne, zbyt wiele osób niekompetentnych rządzi polską armią. Czy któreś z tych pomysłów wydają się panu niezbędne do realizacji?
Tomasz Siemoniak: Wszystkie poza ostatnim, bo są przeze mnie i przez rządy Platformy Obywatelskiej i PSL-u realizowane. Więc cieszę się z tego, że sprawą armii, wzmacniania armii, modernizacji, także zwiększenia jej liczebności, bo takie decyzje podjąłem kilka miesięcy temu, żeby zmniejszyć limit rezerwy, a zwiększyć liczbę żołnierzy zawodowych o 10 tysięcy do 110 tysięcy, takie decyzje były podejmowane. Ja rozumiem, że mamy kampanię wyborczą, łatwo się różne rzeczy zapowiada, łatwo się różne rzeczy obiecuje, ale mimo to uważam, że to jest pozytywne, jeśli wszyscy dostrzegają problemy bezpieczeństwa, dostrzegają problemy wzmacniania armii i myślę, że też dla obywateli jest to ważne. Nie ma ważniejszej sprawy niż nasze bezpieczeństwo.
K.G.: A zwiększenie wydatków powyżej 2% PKB?
T.S.: No, dopiero co zwiększyliśmy do 2% PKB, więc takie decyzje rząd, a potem parlament i podpis prezydenta nastąpiły. Więc wydaje mi się, że jest to właśnie w atmosferze kampanii wyborczej. Oczywiście, każdy minister obrony i wojsko cieszyłoby się, gdy pieniędzy jest więcej, ale uważam, że odpowiedzialnie trzeba mówić. Jeśli ktoś mówi, że powinniśmy zwiększyć wydatki do 3% PKB, to musi mówić, skąd weźmiemy 17 miliardów złotych, bo to jest taka kwota, komu odbierzemy. Więc wydaje mi się, że tak jak cieszę się z tego konsensusu, tak uważam, że o pieniądzach trzeba mówić w sposób bardzo odpowiedzialny.
K.G.: A co jest ważniejsze – skąd wziąć pieniądze, czy odpowiedź na pytanie: na co je wydać?
T.S.: Jedno i drugie jest bardzo ważne. Na co wydać, mamy program modernizacji do roku 2022, już też jego dalszą projekcję, bo w takim horyzoncie pracujemy, więc można przyspieszać różne programy, można zwiększać liczbę zamawianego sprzętu, natomiast wydaje mi się, że aby o tym mówić odpowiedzialnie, trzeba mówić, skąd te pieniądze się weźmie. Ja oceniam, że te wydatki one są na takim poziomie, jaki zaleca NATO, jesteśmy zresztą liderem w Sojuszu, jeśli chodzi o ostatnie lata, bo realny przyrost wydatków na obronę w Polsce to 25% przez ostatnie 7 lat, są w czołówce Sojuszu i na każdym ministerialnym spotkaniu Polska jest wymieniana jako wzór dla innych.
K.G.: Jeden z najczęściej powtarzanych postulatów to jest modernizacja polskiej armii przez polskie przedsiębiorstwa. Tak się składa, że dzisiejsza Rzeczpospolita przynosi artykuł pt. „Polskie prywatne fabryki broni rosną w siłę”. „Prywatne polskie fabryki zbrojeniowe gonią świat i pod wieloma względami, między innymi innowacyjności zdobywają przewagę nad państwowym sektorem obronnym skupionym w Polskiej Grupie Zbrojeniowej, i to mimo istotnej różnicy sił”. Zatem czy jest możliwość, potrzeba, aby prywatne przedsiębiorstwa, które bardzo dobrze sobie dają radę na rynku, miały większe możliwości przy najbliższych kontraktach?
T.S.: 70% wydajemy w polskim przemyśle obronnym, więc nie różnicujemy tutaj na państwowy i prywatny. Chcemy współpracować z firmami, które są polskie i które właśnie są takimi lokomotywami rozwoju. Więc bardzo dobre informacje w dzisiejszej prasie, które mówią o wzmacnianiu się tego sektora. Kto bywa na targach naszych największych uzbrojenia w Kielcach, ten widzi, jak z roku na rok ten sektor prywatny rośnie. I bardzo dobrze. Są polskie firmy eksportujące prywatne uzbrojenie za granicę, są polskie firmy bardzo innowacyjne, których partnerami są firmy z państwowego holdingu PGZ, tak że to jest bardzo dobrze. Wszędzie na świecie przemysł obronny jest taką lokomotywą innowacji i warto w takim kierunku działać. Pośród tych postulatów związanych z przyszłością armii był wymieniony na początku postulat zwiększania wydatków na badania i rozwój. To właśnie robimy od lat. W budżecie na 2016 też znacząco zwiększyliśmy kwotę na badania i rozwój. Uważamy, że to jest taka esencja budowy własnego bezpieczeństwa, to znaczy własne, narodowe technologie w różnych obszarach.
K.G.: No tak, tylko w tym kontekście pojawia się słowo faworyzowanie, że to jednak przemysł państwowy jest faworyzowany ze względu na potencjał, ze względu na liczbę zatrudnionych osób, no i ze względu na możliwości ewentualnego protestu kosztem właśnie firmy prywatnych.
T.S.: No, jednak jest znacznie silniejszy i ma za sobą dziesiątki lat powiązań, pracy dla Wojska Polskiego, ale na pewno dostrzegamy firmy prywatne, na pewno chcemy z nimi współpracować i kibicujemy ich sukcesom. Ja, jeśli jestem za granicą i staram się promować polski przemysł, mówię tak samo o firmach państwowych, jak i firmach prywatnych. Cieszymy się, jeżeli coś polskiego sprzedajemy za granicę.
K.G.: Panie premierze, 6 polskich F–16 i około 80 żołnierzy do końca miesiąca bierze udział w ćwiczeniach Blue Flag, to są ćwiczenia międzynarodowe, to są samoloty z bazy w Krzesinach, rzecz dzieje się w Izraelu, w bazie na pustyni Negev. Amerykanie, Włosi, Jordańczycy także. Czy to ma coś wspólnego, obecność tych 6 samolotów z wojną w Syrii?
T.S.: Nie ma nic wspólnego ta obecność, to nie są pierwsze nasze ćwiczenia w Izraelu czy ćwiczenia wspólnie z Amerykanami. Ćwiczmy z najlepszymi, to jest taka liga mistrzów, jeśli chodzi o F–16, te kraje, które pan wymienił. Więc jestem bardzo zadowolony z tego, że nasi piloci F–16 ćwiczą z najlepszymi na świecie i za takich też są uważani. Te ćwiczenia, kilka lat temu była ich poprzednia edycja, są bardzo cenne i dowódcy uważają, że to jest tak, jakby, właśnie używając piłkarskich metafor, zagrać sparringi z najlepszymi, poćwiczyć z najlepszymi. Więc ja tu bez wahania wyraziłem zgodę na udział naszych samolotów w tych ćwiczeniach. Nie ma to nic wspólnego z wojną w Syrii.
K.G.: Czyli nie dowiemy się nagle, że oto polskie samoloty pojawiły się nad Syrią?
T.S.: Nie ma takiej możliwości. Jak państwo wiedzą, każde użycie sił zbrojnych poza granicami kraju, a ćwiczenia to nie jest użycie sił zbrojnych, wymaga odpowiedniej procedury – wniosku rządu, zgody prezydenta. To się nie dzieje ot, tak. Tak że to są po prostu bardzo pożyteczne dla naszych sił powietrznych ćwiczenia.
K.G.: A jaką wartość mają manewry pod kryptonimem „Dragon–15”? Te, które mają miejsce w Orzyszu?
T.S.: To największe i najważniejsze nasze ćwiczenia w tym roku, 7 tysięcy żołnierzy, też przyjechali sojusznicy – Amerykanie, Kanadyjczycy, Brytyjczycy, Niemcy. Ćwiczmy w północno–wschodniej Polsce. I sądzę, że to jest taki moment, taka kulminacja całego roku szkolenia naszego wojska, roku bardzo intensywnego, bo rok 2015 to będzie kolejny rekordowy rok, jeśli chodzi o intensywność szkolenia, także z powodu licznej obecności sojuszników u nas w tym roku. Więc jest to takie sprawdzenie, taki wielki egzamin dla wszystkich, począwszy od dowódców (ćwiczeniem osobiście kieruje dowódca generalny, generał broni Mirosław Różański) po żołnierzy, po sprzęt i po współdziałanie z sojusznikami. Tak że będę tam w poniedziałek wśród żołnierzy i będę chciał też osobiście się przekonać, jak te ćwiczenia wyglądają, w jakim stanie przygotowań jesteśmy do różnych działań.
K.G.: I rezerwiści biorą udział zdaje się, to po raz pierwszy się dzieje.
T.S.: Po raz pierwszy zdecydowaliśmy się na taką skalę, też...
K.G.: Ile to osób?
T.S.: Dotyczy to kilkuset osób razem, jeśliby wziąć pod uwagę NSR i obronę terytorialną. Zdecydowaliśmy się na to po raz pierwszy w takiej skali, właśnie też żeby podkreślić walor rezerwy, walor współdziałania. Będzie też ćwiczona mobilizacja wybranej losowo jednostki, takie prawdziwe ćwiczenie, które pokaże, jak nasz system jest przygotowany do tego, żeby zmobilizować żołnierzy. Od dłuższego czasu wszystkie ćwiczenia są realistyczne, prawdziwe, to nie są takie operacje, żeby pokazać, że wszystko jest dobrze. Potem zawsze jest solidna, czasami twarda dyskusja o tym, co się udaje, czego się nie udaje.
K.G.: Panie premierze, kiedy poznamy efekty działań specjalnej komisji wojskowej, która bada wypadek na poligonie w Świętoszowie? Spłonął czołg, zmarł jeden z żołnierzy, trzech zostało rannych.
T.S.: To bardzo tragiczna sprawa. Wczoraj odbył się pogrzeb szeregowego Pawlichy. Myślę, że wszyscy, pamiętając o jego ofierze życia, jesteśmy zdeterminowani w wojsku do tego, żeby sprawę wyjaśnić. Nie może być wątpliwości co do jakości sprzętu, jakości amunicji, której używają żołnierze. Dowódca generalny powołał komisję, ta komisja ma przedstawić jemu i ministrowi obrony wyniki swoich prac do końca października, a cała partia amunicji, z której pochodziła ta amunicja z tego czołgu, została wycofana z użytku, tak, żeby żołnierze, którzy przecież na co dzień dalej ćwiczą, nie mieli najmniejszych obaw i wątpliwości, a dowódcy wszystkich szczebli zostali tutaj zobowiązani do szczególnego nadzoru. Sprawę osobiście zajmuje się dowódca generalny, kiedyś dowódca też przecież tej dywizji, gdzie są Leopardy. I jesteśmy zdeterminowani, żeby tę sprawę do spodu po prostu wyjaśnić, bo tutaj nie może być najmniejszych wątpliwości.
K.G.: Czyli co, przyczyną była wadliwa amunicja?
T.S.: Tego nie wiemy, dajmy popracować komisji. Ja nie jestem za tym, żeby zbyt wcześnie ferować jakieś wyroki. W skład komisji wchodzą eksperci, wchodzą wojskowi, którzy są zobowiązani tę sprawę wyjaśnić, całą drogę od producenta, przez magazyny do jednostki...
K.G.: Producent był krajowy, jest krajowy?
T.S.: Producent krajowy, tak.
K.G.: No to jeszcze o pewnej porażce pana premiera, jeśli można, bo chyba pan się do tego nawet przyznał, czyli płace dla cywilnych pracowników wojska. Coś w tej sprawie się wydarzy w 2016 roku?
T.S.: Nie uważam tego za porażkę, bo poruszamy się w realiach finansowych. Ja staram się zawsze mówić prawdę. Udało się – to decyzja pani premier Ewy Kopacz – zapisać podwyżki na rok 2016 dla pracowników cywilnych wojska i także dla żołnierzy. Zdaję sobie sprawę z tego, że dla wielu, którzy tak mało zarabiają, ten poziom podwyżek jest niesatysfakcjonujący. Ale takie są po prostu możliwości finansowe państwa. I to nie jest niczyja porażka ani niczyje zwycięstwo. Po prostu musimy konsekwentnie...
K.G.: Porażka tych, którzy dostaną takie, a nie inne podwyżki.
T.S.: No to w tym sensie porażka nas wszystkich, tyle że są to zaniechania sięgające dziesiątków lat i ten poziom wynagrodzeń pracowników cywilnych w wojsku czy w MSW od lat jest taki, to właściwie mimo kolejnych podwyżek, mimo różnych działań restrukturyzacyjnych, to przez cały czas jest szary koniec płacy w budżetówce. Staramy się robić różne rzeczy, staramy się racjonalizować to zatrudnienie, odbyłem bardzo wiele spotkań ze związkami zawodowymi, żeby właśnie rozmawiać, co możemy wspólnie zrobić, natomiast jeśli nie ma pieniędzy na to, to po prostu realia finansowe nas ograniczają. Ja myślę, że i tak w tej, jak zawsze, napiętej sytuacji budżetowej cieszę się bardzo z tej decyzji o podwyżkach i to jest na pewno wspólne zwycięstwo, tak że ci ludzie jednak będą więcej zarabiali. Cieszyłby się bardzo i zawsze będę sprzyjał temu, żeby tym ciężko pracującym pracownikom podwyższać płace. Ja zwrócę uwagę na to, że zapowiadając razem z minister Piotrowską z MSW te podwyżki, zapowiedzieliśmy za zgodą pani premier, że to nie będzie tak, że to już będzie czekanie kilka lat na następną podwyżkę, tylko chcemy, żeby płace wzrastały co roku. I takie zapisy byłyby w budżecie. Więc mam nadzieję, że to jest bardzo rzetelna zapowiedź dla tych wszystkich, którzy rzeczywiście zarabiają mało.
Daniel Wydrych: 42 razy. 42 razy, z moich wyliczeń wynika, pan premier wczoraj gratulował i tyleż rąk uścisnął.
T.S.: Tak było wczoraj, bardzo sympatyczny dzień, bo powrócili wojskowi sportowcy z igrzysk w Korei, raz na 4 lata armie świata organizują taką wielką imprezę. Zdobyliśmy 42 medale, zajęliśmy 5. miejsce w klasyfikacji medalowej za, bym powiedział, potęgami, takimi jak Rosja, Brazylia, Chiny i Korea Południowa, czyli gospodarze. Wielu ze sportowców wojskowych to są też sportowcy, którzy uczestniczą w igrzyskach olimpijskich. Życzyłem im, żeby powtórzyli swoje wyczyny z Korei. Duch bojowy, duch bardzo mocny. Kilka dyscyplin czysto takich wojskowych, bo uważam maraton za dyscyplinę wojskową, tutaj grad złotych medali na naszych sportowców, i kobiety, i mężczyzn spadł, tak że dobry przykład dla reszty wojska. Stawiamy na sport w wojsku i ta czterdziestkadwójka medalistów to są... Ich jest mniej, bo niektórzy zdobyli po kilka medali, to są takie wzory, które przyciągają innych i wielu sportowców w takich dyscyplinach, które są mało komercyjne, znajduje swoje dobre miejsce w wojsku. I doceniają też i to, że po zakończeniu kariery mogą w wojsku zostać jako instruktorzy albo nawet zwykli żołnierze czy zwykli oficerowie. Ostatnio jedna ze sportsmenek rozpoczęła jako szeregowa kurs oficerski we Wrocławiu. Tak że to jest piękny przykład, jak można być wybitnym sportowcem i żołnierzem, a potem wykorzystać to też dla innych.
Artykuł jest zapisem wywiadu, jakiego wicepremier Tomasz Siemoniak udzielił w audycji Polskiego Radia „Sygnały dnia”.
autor zdjęć: Wojciech Kusiński / Polskie Radio
komentarze