67 podchorążych z dziewięciu uczelni wojskowych z Europy i USA przyjechało na międzynarodowy kurs przywództwa do Wrocławia. Studenci sprawdzali się w zadaniach taktycznych, wcielali w rolę dowódców, ćwiczyli zasady przetrwania. Kurs na wzór tych, jakie odbywają się na West Point, zorganizowała Wyższa Szkoła Oficerska Wojsk Lądowych. To największe tego typu przedsięwzięcie w Europie.
International Military Leadership Course (IMLC) odbywał się w Polsce po raz pierwszy. Jego organizatorem jest Wydział Zarządzania oraz Biuro Karier i Programów Międzynarodowych Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Lądowych. – Przygotowanie przywódców to jeden z głównych kierunków rozwoju naszego wydziału. Wydaje się więc naturalne, że uczelnia taka jak nasza, w której kształcą się przyszli oficerowie – dowódcy, będzie liderem w kształtowaniu kompetencji przywódczych. Stąd pomysł na umiędzynarodowienie tego rodzaju kształcenia – mówi płk dr hab. inż. Tomasz Smal, dziekan Wydziału Zarządzania WSOWL.
Na szkolenie do Wrocławia przyjechali podchorążowie z dziewięciu krajów, m.in. Austriacy, Czesi, Włosi, Rumuni, Węgrzy, Amerykanie. Prowadziło je 20 instruktorów i nauczycieli akademickich. – Organizując kurs wzorowaliśmy się na podobnym, który odbywa się w amerykańskiej uczelni wojskowej West Point. Nasza edycja jest największa w Europie – dodaje płk Smal.
Budowanie „team spirit”
Przez pierwszy tydzień uczestnicy kursu brali udział w wykładach oraz zajęciach praktycznych. Dotyczyły one m.in.: taktyki pododdziałów, w tym głównie międzynarodowych grup bojowych, zagadnień SERE (zasad przetrwania w nieznanym terenie), procesu decyzyjnego, współpracy z mediami oraz negocjacji.
W drugim tygodniu studenci pojechali do ośrodka szkolenia „Wysoki Kamień” w Szklarskiej Porębie. Tu organizatorzy przygotowali dla nich całą serię zajęć praktycznych. – Wszyscy słuchacze kursu to przyszli oficerowie, dowódcy plutonów. Dlatego scenariusz został opracowany w taki sposób, aby podchorążowie zdobywali umiejętności przywódcze, zwłaszcza te związane z szybkim podejmowaniem decyzji w trudnych warunkach, np. gdy jest się zmęczonym i ma niewiele czasu. A także potrafili zmotywować podwładnych do działania i zbudowania zgranego zespołu – wyjaśnia kierownik kursu mjr dr Piotr Pietrakowski, kierownik Zakładu Zarządzania Kadrami i Przywództwa w WSOWL.
Kursanci zostali podzieleni na dwie grupy: Alfa i Bravo. – Starałem się tak dobrać osoby w poszczególnych zespołach, by ludzie ze sobą współpracowali, wymieniali się doświadczeniami, a nie rywalizowali – mówi pchor. Piotr Rosiński, student wrocławskiej uczelni, dowódca kadetów z grupy Alfa.
W czasie gdy pierwszy zespół wykonywał zadania z taktyki grup bojowych, drugi sprawdzał się w SERE. Podchorążowie, unikając kontaktu z przeciwnikiem, musieli zbudować swoje schronienia, przefiltrować wodę, przygotować posiłek. Na drugi dzień zespoły zamieniły się rolami.
Podchorążowie uczestniczyli też w szkoleniu medycznym Combat Lifesaver. Musieli wydobyć rannego z bunkra, ocenić jego stan, udzielić mu pomocy medycznej na polu walki, a potem, pod ostrzałem, przetransportować poza rejon zagrożenia, w miejsce ewakuacji medycznej. – Podczas wszystkich zadań podchorążowie na zmianę przejmowali rolę dowódców. Nigdy nie byli pewni, kto za chwilę z podwładnego stanie się przełożonym. Chcieliśmy sprawdzić, jak podejmują decyzje w warunkach stresu, presji czasu, czy potrafią egzekwować postawione rozkazy. Celem było zbudowanie zgranego zespołu – mówi mjr Pietrakowski i dodaje, że niektóre zadania ujawniały nieformalnych liderów. – Przygotowany scenariusz zakładał, że ginie dowódca grupy, w takiej sytuacji instruktorzy obserwowali, kto ma największe predyspozycje dowódcze i umiejętności, by przejąć odpowiedzialność za wykonanie zadania – dodaje oficer.
Test kompetencji
W kolejnym dniu uczestnicy zostali podzieleni na sześć drużyn. – Nie wiedzieliśmy, co nas czeka, dostaliśmy tylko informację, by przygotować się do zadań w terenie – mówi pchor. Rosiński. Niektórzy zaopatrzyli się w liny, inni w akcesoria do rozpalania ognia. To, co wzięli ze sobą mogło się im przydać albo okazać się niepotrzebnym ciężarem. Wszystkich czekał test kompetencji składający się z sześciu zadań, które trzeba było wykonać w określonym czasie.
Na początek podchorążowie musieli pokonać sześciometrowy mur, wykorzystując tylko to, co mają przy sobie. Pierwsze kilka osób wspinało się podnosząc się wzajemnie w górę, dwie ostatnie zrobiły „drabinkę” z wojskowych pasów. – Dodatkowym utrudnieniem w tym zadaniu było to, że studenci nie mogli ze sobą rozmawiać. Ale wszystkim udało się pokonać przeszkodę, najlepsi zrobili to w niespełna pięć minut – opowiada mjr Pietrakowski.
Podczas drugiego zadania podchorążowie musieli wnieść na górę dwa ważące po około 100 kg hydranty. Po drodze czekały ich dodatkowe wyzwania. Musieli np. ułożyć piosenkę, dlaczego kochają artylerię. Kolejnym zadaniem było pokonanie suchą nogą akwenu o powierzchni 64 mkw. i głębokości metra. – Mogli wykorzystać jedynie to, co znajdą w obrębie 20 m. Jedna z grup użyła do przeprawy kamienie i znalezione deski – mówi mjr Pietrakowski. Czwarte zadanie polegało na przetransportowaniu poszkodowanego na stromą górę. Nie mając żadnych pomocniczych materiałów studenci musieli sami zbudować nosze ze znalezionych w okolicy gałęzi.
Bywało też zabawnie. Kolejna konkurencją był trzykilometrowy bieg, by odnaleźć i ugotować… ukryte jajka. W ostatnim zadaniu tzw. Capture the flag uczestnicy musieli pokonać drogę pod ostrzałem i przechwycić flagę. – Do wyboru były trzy trasy: najkrótsza wiązała się z dużym narażeniem na ostrzał snajpera, na średniej ryzyko ostrzału było mniejsze, najbezpieczniejsza była najdłuższa droga. To dowódca musiał dokonać wyboru, pamiętając oczywiście, że czas jest limitowany – mówi mjr Pietrakowki.
Uczestnicy kursu wracają z Wrocławia zadowoleni. – Każdy z nas przynajmniej raz stanął na czele grupy i zmierzył się z zadaniami, to na pewno rozwija umiejętności dowódcze. Nauczyliśmy się też tego, że w każdej roli, zarówno dowódcy, jak i podwładnego, trzeba dawać z siebie wszystko – mówi pchor. Rosiński. Podkreśla, że największym wyzwaniem była praca w środowisku międzynarodowym. – Jeszcze dwa tygodnie temu w ogóle się nie znaliśmy, ale wspólne zadania, stałe przebywanie ze sobą sprawiły, że udało nam się wypracować reguły współpracy i działać ramię w ramię. Warto wspomnieć, że kurs był w całości prowadzony po angielsku – mówi podchorąży z wrocławskiej uczelni.
Kształcenie liderów
Kolejny International Military Leadership Course zaplanowano na przyszły rok. Uczelnia zamierza też z czasem wprowadzić kurs przywództwa jako obowiązkowy element kształcenia wszystkich podchorążych WSOWL, a potem również oficerów młodszych przyjeżdżających na kursy do Wrocławia. – Przywództwo postrzegamy znacznie szerzej niż zwykłe dowodzenie. Chodzi nam o kreowanie liderów odpowiedzialnych za podejmowane decyzje, za członków zespołu czy organizacji. Dlatego chcemy, by każdy nasz absolwent mógł się pochwalić tego typu kompetencjami – mówi płk Smal.
International Military Leadership Course jest również częścią projektu „Partnerstwa strategicznego” realizowanego przez WSOWL wspólnie z uczelniami wojskowymi z Austrii, Czech, Węgier i Rumunii. Jego celem jest m.in. wprowadzenie wspólnego semestru na studiach wojskowych na wszystkich pięciu uczelniach.
autor zdjęć: WSOWL
komentarze