moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Obchodzone po polsku, z nadzieją

Żołnierzom na froncie trudno było w wigilię Bożego Narodzenia dojrzeć w rozbłyskach wybuchów i łunach pożarów pierwszą gwiazdę. Równie trudno było świętować ich rodzinom pozostawionym w okupowanym kraju lub jeńcom i więźniom w obozach jenieckich i koncentracyjnych. Pierwsze święta po jesiennej klęsce 1939 roku miały szczególnie gorzki posmak. 

Pierwsze święta po jesiennej klęsce w 1939 roku dla Polaków okazały się szczególnie trudne. Niełatwo było dźwigać gorycz porażki i uporać się z bólem po utraconych bliskich. Wigilia wypadała tamtego roku w niedzielę, wielu obchodziło ją więc już dzień wcześniej – 23 grudnia. Pasterkę ze względu na godzinę policyjną przesunięto na poniedziałkowy ranek, 25 grudnia. Już ta zmiana pokazała, że nie jest to zwyczajne Boże Narodzenie. Niemcy na dodatek w nocy z 26 na 27 grudnia w podwarszawskim Wawrze, w odwecie za śmierć dwóch żołnierzy niemieckich zabitych przez pospolitych przestępców, rozstrzelali 106 mężczyzn. Po tych wydarzeniach terror objął cały kraj.

Istniała jednak oaza, miejsce, w którym święta obchodzono po staropolsku – radośnie, jakby nie było okupacji. Bo istotnie, w Bielawie, gdzie od dłuższego czasu kwaterował oddział mjr. Henryka Dobrzańskiego „Hubala”, Niemcy nie mieli prawa się pojawić. Na Wigilię do majora zjeżdżali ludzie z całej okolicy, a ten święta uczcił awansami dla swych wiernych żołnierzy. Jak pisze Melchior Wańkowicz w „Hubalczykach”: „Gdy obudzili się na rano pierwszego dnia Świąt, czekał ich pieczony jeleń i zatrzęsienie papierosów, i wódeczność. Dobre tam były dni w tej Bielawie, całe dziesięć dni w jednym miejscu. Strzelali jelenie, dziki, jadła było w bród”. Były to święta najpiękniejsze, bo wolne. A na Nowy Rok „Hubal” postawił kropkę nad „i”, zaordynował, by cały oddział wziął udział w mszy świętej w kościele parafialnym w Studziannej: „Szedł oddział kilkudziesięciu ludzi trójkami, po kawaleryjsku. Każden jeden guzik dopucowany, jak w przedwojennych czasach, pasy – jedna rozkosz kapralskich oczu. Przed kościołem dwu stanęło na straży z erkaemami, z granatami. Reszta tłumnie przez kościół ku ołtarzowi parła przez rozchylający się tłum i widziało im się, że oto są laudańską chorągwią, powracającą z wojny”. Tymczasem w Studziannej, niedaleko, stał niemiecki garnizon i nie wychylił nawet nosa zza progu. Prawdziwy świąteczny cud!

Tułacze i jeńcy

Wielkimi szczęśliwcami mogli się wydawać hubalczycy internowanym żołnierzom. „Turyści Sikorskiego”, jak ochrzczono przebywających w obozach na rumuńskiej i węgierskiej ziemi Polaków, istotnie w większości mieli jeden cel – wyrwać się z obozów i dotrzeć do Francji, gdzie gen. Władysław Sikorski organizował swą armię. Ale w czasie świąt Bożego Narodzenia myślami bardziej byli wśród swych rodzin, które pozostawili w okupowanej ojczyźnie. Bombardiera Tadeusza Niwińskiego i jego kolegów z 11 Samodzielnego Zmotoryzowanego Dywizjonu Artylerii Przeciwlotniczej, który ochraniał Sztab Naczelnego Wodza w czasie kampanii obronnej, święta zastały w węgierskim obozie w Felsö-Hangony. „Pierwsze święta Bożego Narodzenia na obczyźnie były bardzo dla nas smutne”, wspomina Niwiński. „Por. [Aleksander] Żabczyński z pozostałymi oficerami obchodził wszystkie baraki i składał wszystkim życzenia. Kolację wigilijną spożywaliśmy w swoich barakach. Oczywiście w każdym baraku musiała być choinka, obficie przystrojona różnymi cackami własnej roboty. Nie zabrakło też kolęd, jak również nieukrywanych już łez”.

Wigilia w 1 Dywizji Pancernej. Dowódca jednostki gen. Stanisław Maczek (drugi z lewej) dzieli się opłatkiem z żołnierzami.

Tęsknota i brak wieści z kraju ściskały wszystkim serca, ale mimo to żołnierze nie tracili fasonu. Niwiński przytoczył taką oto anegdotę: „Nasze polskie kolędy bardzo podobały się Węgrom. Węgierski proboszcz zaprosił kiedyś naszego kapelana do siebie wraz z wybraną grupką naszych żołnierzy, specjalnie w celu nauczenia się niektórych polskich kolęd, które zapisywał na papierze nutowym i odtwarzał na fisharmonii, którą miał w mieszkaniu. Dość często i suto częstował nas przy tym »borem« – wspaniałym węgrzynem, co podochociło śpiewaków. W pewnej chwili jeden z nich zaintonował piosenkę »Koło mego ogródeczka«, którą pozostali podchwycili z ochotą”. Okazało się, że ta właśnie piosenka, niemająca nic wspólnego ze świętami, spodobała się proboszczowi. Co gorsza, uznał ją za najpiękniejszą kolędę polską i poprosił, aby tę właśnie zaśpiewano podczas mszy świętej. W ten sposób żołnierze wpakowali się w tarapaty. Jak zmienić w kolędę piosnkę, w której dziewczyna zawodzi o swym Jasiu: „Chodził do mnie całą wiosnę, czekał na mnie, aż urosnę”? Nie było rady i jak wspomina Niwiński: „Zaśpiewaliśmy jedną zwrotkę, używając słów kolędy »Przybieżeli
do Betlejem«. Można sobie wyobrazić zdziwienie internowanych żołnierzy polskich zebranych w kościele na mszy św. Nie zdziwiłbym się, gdyby jeszcze dziś ta »kolęda« była śpiewana przez ludność Felsö-Hangony”.

Polskie kolędy rozbrzmiewały w Boże Narodzenie i za drutami niemieckich oflagów, i w stalagach. Niemcy – bardziej niż w okupowanej Polsce – szanowali bożonarodzeniowe zwyczaje swych jeńców. Sami zresztą obchodzili te święta bardzo uroczyście. Jakże inaczej polscy jeńcy mieli na przełomie 1939 i 1940 roku u ich sojuszników – Sowietów! Ppor. Kazimierz Wajda, jeden z oficerów więzionych w Kozielsku, zapisał w dzienniku pod datą 22 grudnia 1939 roku: „Jutro choinka, no i Wilię będziemy mieli fest. W dzisiejszym rozkazie władze zabroniły nam śpiewać jutro kolędy. No niech nas pocałują w dupę. Będziemy śpiewali cały wieczór. Chleb dali nam przy obiedzie. Wciąłem wszystek. Wyfasowaliśmy czaj i cukier. Obecnie Rudnicki i Łącki poszli gotować wodę na herbatę – naturalnie ze śniegu, bo wody »niet«”.

Nie tylko obchodzenie świąt Bożego Narodzenia, lecz także wszelki, najdrobniejszy nawet, przejaw życia religijnego w obozach zarządzanych przez NKWD był surowo zabroniony. Na próżno. Inny więzień kozielskiego obozu, jeden z nielicznych, któremu udało się go przeżyć, ksiądz Zdzisław Peszkowski, po latach wspominał: „Nawet w tamtych trudnych warunkach udało nam się zorganizować święta. Każdy w moim sektorze dostał nawet jakiś malutki podarek. […] Przed dzieleniem się opłatkiem wysłaliśmy najmłodszego, aby zobaczył, czy już świeci gwiazda. Wśród nocnej ciszy zaczęliśmy Wigilię.

Najstarszy z nas przeczytał wyjątek z Pisma Świętego, który odpisałem z mszalika pewnego majora, szczęśliwego posiadacza takiego skarbu, i składaliśmy sobie życzenia. […] Wyjść w nocy nie było wolno… choć tak pięknie było na świecie: nieskalany śnieg, cisza, niebo roziskrzone gwiazdami i myśli, które tylko modlitwą się uskrzydlały”. Takie to były święta ludzi skazanych w większości na mord w Katyniu. W kozielskich i starobielskich obozach mimo wszystko święta też niosły nadzieję…

Opłatek przełamany z wrogiem

„Dzisiaj w Warszawie, dzisiaj w Warszawie wesoła nowina, / Tysiąc bombowców, tysiąc bombowców leci do Berlina…”, oto „kolęda” warszawskiej ulicy ze świąt Bożego Narodzenia w 1941, 1942 i 1943 roku. Jak zapisał w 1942 roku Ludwik Landau w „Kronice lat wojny i okupacji”: „Ludność polska obchodzi święta pod każdym względem niewesoło – choć ostatnie wiadomości o wypadkach wojennych dodały trochę otuchy”. Istotnie – pod Stalingradem dogorywała 6 Armia Friedricha von Paulusa, a wieści o dokonaniach polskich pilotów i marynarzy na Zachodzie dawały nadzieję. I jeszcze była polska wygrana w dalekiej Afryce, blisko Ziemi Świętej, gdzie narodził się Zbawiciel. Tam walczyła Samodzielna Brygada Strzelców Karpackich. Karpatczycy opromienieni sławą obrońców Tobruku i zwycięstwem pod Gazalą w grudniu 1941 roku zapisali w swej kronice: „Pod Gazalą brygada spędziła święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok hucznie i wesoło, do czego przyczyniły się głównie zdobyte magazyny”.

Konspiracyjna wigilia obchodzona w Warszawie w 1942 roku. Na zdjęciu żona  komendanta rejonowego Armii Krajowej Półtoraka z koleżanką, w środku  Aleksander Tumiłowicz.

A tak o swych pierwszych świętach pod afrykańskim niebem pisali ułani karpaccy: „Pierwsze święta Bożego Narodzenia obchodził Dywizjon Ułanów Karpackich (jeszcze Dywizjon!) w uroczystym nastroju. Do Wigilii zasiadły szwadrony w swych miejscach zakwaterowania, życzenia składał im dowódca Brygady i dowódca Dyonu. Każdy żołnierz otrzymał jako dar gwiazdkowy chusteczkę jedwabną z wyhaftowaną na niej tarczą o barwach polskich i napisem »EGIPT 24.12.1940«. Dar pochodził od pana Schönmana z Warszawy, który osiedlił się w Egipcie, ożenił z Egipcjanką i dorobił tu znacznego majątku, między innymi fabryk jedwabiu”.

Dla polskich żołnierzy stacjonujących w Afryce i na Bliskim Wschodzie święta bez śniegu i z palmami przybranymi choinkowymi ozdobami były egzotycznym przeżyciem. Jednak najdziwniejszych obchodów świąt Bożego Narodzenia doświadczyło 90 żołnierek Armii Krajowej, które po kapitulacji powstania warszawskiego znalazły się w stalagu XI B/Z w Bergen-Belsen. Pod koniec grudnia 1944 roku w obozie coraz częściej pojawiały się plotki, że będzie on ewakuowany w inne miejsce. Mimo to kobiety nie rezygnowały z przygotowań do nadchodzących świąt. Jak zanotowała jedna z nich w swym dzienniczku: „Święta nie mogą przejść byle jak, to był nasz punkt honoru”. Sprzątano baraki i szykowano drobne upominki. Choinkę miały zastąpić gałązki jedliny. Od władz obozowych udało się nawet uzyskać zgodę na wigilijne spotkanie i pasterkę w kaplicy, stojącej w męskiej części obozu, gdzie przebywali m.in. żołnierze Września ’39.

Niestety, wszystko to zostało zniweczone rozkazem natychmiastowego wyjazdu kobiet 23 grudnia 1944 roku. Kilkadziesiąt żołnierek załadowano do dwóch bydlęcych wagonów, w których wydzieloną część zajmowali konwojenci – żołnierze Wehrmachtu. Wigilia wypadła w drugi dzień podróży i kobiety jednak postanowiły zasiąść do wieczerzy. Za stół posłużył jeden z tobołków przybrany zabranymi na szybko gałązkami jedliny. Znalazł się i opłatek – dar kolegów „wrześniowców”. Odrętwiałe z zimna i zaduchu kobiety nie mogły wstać, kiedy składały sobie życzenia szybkiego końca wojny, powrotu do domu i – oczywiście – zwycięstwa. Podawany z rąk do rąk opłatek dotarł wreszcie do „niemieckiej strefy”. Nastąpiła chwila wahania i konsternacji, ale świąteczny obyczaj okazał się silniejszy od wrogości. Stojąca najbliżej żołnierka podała opłatek niemieckiemu strażnikowi. Ten, odłamując mikroskopijne kawałeczki, życzył kobietom szybkiego powrotu do ojczyzny. Inny pochwalił się, że w cywilu był organistą i zaintonował „Cichą noc”. Wszyscy pasażerowie transportu, nie bacząc na dzielącą ich wojnę, śpiewali tę piękną kolędę. Wieczorem 25 grudnia pociąg dotarł do Molsdorfu w Turyngii, gdzie żołnierki dołączyły do swych towarzyszek z powstania. Tutaj doczekały końca wojny.

Nie gwarantował on jeszcze Polakom tego, że będą mogli spokojnie zasiadać do świątecznego stołu. Jeden z dowódców oddziału partyzanckiego Armii Krajowej na Kielecczyźnie, a wcześniej i hubalczyk, kpt. Józef Wyrwa wspominał ostatnie wojenne święta tak: „Choinkę [na kwaterze] ozdobiliśmy po partyzancku. Umocowana została na piramidzie z karabinów. Wierzchołek choinki ozdobił błyszczący bagnet, zamiast kolorowych łańcuchów były taśmy karabinu maszynowego, a granaty ręczne zastąpiły inne świecidełka. Osobliwa choinka, typowa partyzancka. Ładnie wyglądała. […] Ze wzruszeniem dzieliliśmy się opłatkiem. Tworzyliśmy jakby jedną rodzinę, złączoną wspólną niedolą. »Bóg się rodzi« – rozległa się śpiewana półgłosem kolęda. Niejedna twarz skurczyła się bólem, oczy zaszły mgłą. Na myśl przyszły wspomnienia przedwojennych czasów, wieczory wigilijne spędzone w gronie rodziny, w zacisznym mieszkaniu. »I co nam zgotuje los w najbliższą przyszłość«, pomyślałem wówczas. Czyż mogłem przewidzieć, że Święta Wielkanocne spędzę […] w celi więziennej w »wyzwolonej« przez komunistów Polsce? Tego nikt z nas nie przewidział”. Po pierwszym szoku kolejne święta Bożego Narodzenia znowuż obchodzono po polsku – z nadzieją…

Piotr Korczyński

autor zdjęć: Narodowe Archiwum Cyfrowe, Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie, zbiory Ośrodka KARTA udostępnił Jan Stanisław-Tumiłowicz

dodaj komentarz

komentarze


Karta dla rodzin wojskowych
 
Bój o cyberbezpieczeństwo
Medycyna „pancerna”
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Wybiła godzina zemsty
Cele polskiej armii i wnioski z wojny na Ukrainie
Rekordowa obsada maratonu z plecakami
Więcej pieniędzy za służbę podczas kryzysu
Homar, czyli przełom
Ogień Czarnej Pantery
Operacja „Feniks”. Żołnierze wzmocnili most w Młynowcu zniszczony w trakcie powodzi
Aplikuj na kurs oficerski
Terytorialsi zobaczą więcej
Wielkie inwestycje w krakowskim szpitalu wojskowym
Transformacja wymogiem XXI wieku
Druga Gala Sportu Dowództwa Generalnego
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Determinacja i wola walki to podstawa
Setki cystern dla armii
Wojsko otrzymało sprzęt do budowy Tarczy Wschód
Mniej obcy w obcym kraju
Fundusze na obronność będą dalej rosły
Jesień przeciwlotników
Sejm pracuje nad ustawą o produkcji amunicji
Polskie „JAG” już działa
Zyskać przewagę w powietrzu
Ostre słowa, mocne ciosy
Podziękowania dla żołnierzy reprezentujących w sporcie lubuską dywizję
„Feniks” wciąż jest potrzebny
Donald Tusk po szczycie NB8: Bezpieczeństwo, odporność i Ukraina pozostaną naszymi priorytetami
Czworonożny żandarm w Paryżu
Nasza broń ojczysta na wyjątkowej ekspozycji
„Siły specjalne” dały mi siłę!
Użyteczno-bojowy sprawdzian lubelskich i szwedzkich terytorialsów
Olympus in Paris
Trudne otwarcie, czyli marynarka bez morza
Selekcja do JWK: pokonać kryzys
Nowe Raki w szczecińskiej brygadzie
Szwedzki granatnik w rękach Polaków
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
„Szczury Tobruku” atakują
Ustawa o zwiększeniu produkcji amunicji przyjęta
Olimp w Paryżu
Co słychać pod wodą?
W obronie Tobruku, Grobowca Szejka i na pustynnych patrolach
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Pożegnanie z Żaganiem
Czarna Dywizja z tytułem mistrzów
Polsko-ukraińskie porozumienie ws. ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej
Trzy medale żołnierzy w pucharach świata
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
„Nie strzela się w plecy!”. Krwawa bałkańska epopeja polskiego czetnika
„Jaguar” grasuje w Drawsku
Zmiana warty w PKW Liban

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO