Hitler chciał zyskać dogodną bazę wypadową do prowadzenia wojny na Morzu Północnym i Atlantyku oraz zabezpieczyć transport szwedzkiej rudy przez port w Narwiku. Wiedział też, że alianci sposobią się do operacji, która mogłaby zniweczyć jego plany. Musiał się spieszyć. W kwietniu 1940 roku wydał rozkaz ataku na Danię i Norwegię.
Niemieckie czołgi Neubaufahrzeug w Oslo. Fot. Wikipedia
Był 8 kwietnia 1940 roku. Dochodziło południe, kiedy jeden z oficerów polskiego okrętu podwodnego ORP „Orzeł” dostrzegł przez peryskop statek pozbawiony jakiejkolwiek bandery. Rzecz działa się nieopodal wybrzeża Norwegii, w patrolowanym przez Polaków sektorze Morza Północnego. Na burcie statku oficer wypatrzył nazwę „Rio de Janeiro”, na rufie zaś ledwie widoczny napis „Hamburg”, który ktoś najwyraźniej próbował zatrzeć. „Orzeł” zgodnie z procedurą wynurzył się, a jego dowódca, kpt. mar. Jan Grudziński, wezwał kapitana statku do zatrzymania silników. Ten jednak nakazał zwiększyć prędkość i zaczął wzywać przez radio pomoc. Polski okręt ruszył w pogoń, po czym oddał dwie ostrzegawcze salwy. Wówczas załoga „Rio de Janeiro” zmieniła taktykę. Statek wyhamował, rzucił kotwicę, zaś kapitan zapewnił Polaków, że za moment wyśle na „Orła” łódź ze swoim oficerem. Przedstawi niezbędne dokumenty i wyjaśni zaistniałą sytuację. Tymczasem mijały minuty, a nic więcej się nie działo. Mało tego, z pokładu „Rio de Janeiro” nadal płynęły prośby o ratunek. „Jeszcze chwila, a odpalimy torpedę” – ostrzegł kpt. Grudziński. Brak reakcji. Polakom nie pozostawało nic innego, jak spełnić groźbę. Kiedy torpeda dosięgła statku, na jego pokładzie wybuchła panika. Nagle okazało się, że jest na nim mnóstwo ukrytych wcześniej żołnierzy. Zaczęli kłębić się pomiędzy nadbudówkami, niektórzy skakali do wody. „Orzeł” odpalił drugą torpedę, po czym zanurzył się i odpłynął.
Zagadka związana z dziwnym zachowaniem „Rio de Janeiro” i obecnością żołnierzy na jego pokładzie została rozwikłana nazajutrz. Rankiem 9 kwietnia niemieckie oddziały zaczęły lądować w Norwegii. Hitler otwierał właśnie kolejny front rozpętanej przez siebie wojny.
Norweska wycinanka
Linia brzegowa Norwegii przypomina skomplikowaną wycinankę. Wyspy, cyple, płytkie zatoki i fiordy, które błękitną wstęgą wrzynają się daleko w głąb lądu – w sumie dziesiątki tysięcy kilometrów. Wymarzone miejsce na bazy dla okrętów podwodnych. Można z nich niepostrzeżenie wyruszać na Morze Północne, a nawet Atlantyk, siać popłoch na kluczowych dla Europy trasach żeglugowych, po czym szybciutko i skutecznie się chować. Aby jednak to zrobić, należy spełnić jeden zasadniczy warunek – panować nad norweskim terytorium. Wiedział o tym admirał Erich Raeder, który od jesieni 1939 roku przekonywał Hitlera, że trzeba wysłać wojska na północ.
Okręt „Schleswig-Holstein” podczas inwazji na Danię, 9 kwietnia 1940. Fot. Bundesarchiv/Wikipedia
Ale Niemcy mieli jeszcze jeden ważny powód, by uderzyć na Norwegię. – Niemiecka machina wojenna była w dużńym stopniu uzależniona od dostaw surowców z zagranicy. Eksport z ZSRR nie zaspokajał wszystkich potrzeb. Ogromne znaczenie miała kupowana od Szwecji ruda żelaza – wyjaśnia dr hab. Karol Polejowski, zastępca kierownika działu naukowego Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Tamtejsze kopalnie znajdowały się w Kirunie na północy kraju. Jedna z tras, którą ruda trafiała do Rzeszy wiodła przez port w norweskim Narwiku. Leżał on stosunkowo blisko Kiruny, a co szczególnie ważne, w odróżnieniu od portów bałtyckich, nigdy nie zamarzał. – Odcięcie Niemców od dostaw z Narwiku, mogłoby zachwiać ich gospodarką – podkreśla historyk.
Tymczasem w kierunku Norwegii coraz częściej spoglądali też zachodni alianci. – W grudniu 1939 roku opracowali oni plan pomocy Finlandii zaatakowanej przez Armię Czerwoną. Zakładał on wysadzenie brytyjsko-francusko-polskiego desantu w Narwiku i przejście poprzez Szwecję na fińskie terytorium. Przy okazji alianci mogliby przejąć kontrolę nad szwedzkim regionem przemysłowym na północy – tłumaczy dr hab. Polejowski. Ostatecznie projekt upadł, ponieważ zanim odsiecz ruszyła Finowie – w połowie marca 1940 roku – podpisali z Sowietami traktat pokojowy. Jednak alianci planów zajęcia Norwegii nie porzucili. Wcześniej chcieli zaminować jej wody. Takiego rozwiązania Hitler bał się jak ognia. Dlatego mimo początkowych wahań, postanowił jednak na północ Europy uderzyć.
Opracowana naprędce operacja otrzymała kryptonim „Weserübung”, co w tłumaczeniu na polski oznaczało „Ćwiczenia na Wezerze”. Pierwszym celem niemieckich wojsk stała się Dania.
Podhalańczyk nad fiordami
Niemcy byli w szoku. Na ciągnącą ku miasteczku Haderslev kolumnę czołgów i transporterów posypały się artyleryjskie pociski. Kilka pojazdów zostało rozbitych. Nie spodziewali się, że Duńczycy stawią jakikolwiek opór. Podobnie jak Duńczycy nie spodziewali się, że Hitler ich zaatakuje. Po wybuchu wojny ogłosili neutralność, a jeszcze kilka miesięcy temu Führer zapewniał, że nic im nie grozi. Wiosną 1940 roku zmienił jednak zdanie. – Hitler chciał przejąć pełną kontrolę nad Cieśninami Duńskimi. Poza tym uznał, że Dania może stanowić dobre zaplecze dla jego wojsk walczących w Norwegii – wyjaśnia dr hab. Polejowski. Z lotniska w Aalborgu miały startować samoloty przerzucające sprzęt i żołnierzy na północ. Luftwaffe chciała tam urządzić punkt tankowania. – Duńczycy posiadali niewielką armię. Składała się ona z dwóch zaledwie dywizji i nie miała szans, by stawić skuteczny opór Niemcom – przyznaje historyk. O świcie 9 kwietnia 1940 roku w niektórych częściach Danii rozgorzały jednak krótkotrwałe walki. Symbolem duńskiego oporu stało się wspomniane Haderslev oraz okolice zamku Amalienborg w Kopenhadze, gdzie rezydowała rodzina królewska. Rządzący państwem Christian X wiedział jednak, że duńska armia skazana jest na porażkę. Bał się, że Niemcy mogą zbombardować Kopenhagę. I dlatego już około szóstej rano wspólnie z rządem zdecydował o poddaniu kraju.
Duńscy żołnierze o poranku 9 kwietnia 1940, przed niemieckim atakiem. Dwóch z nich zginęło tego dnia w walce. Fot. Wikipedia
Znacznie dłużej broniła się zaatakowana tego samego dnia Norwegia. Do inwazji na ten kraj Niemcy skierowali kilkadziesiąt różnej klasy okrętów – od pancerników, poprzez lekkie krążowniki, po trałowce. W kilku kluczowych miejscach wysadzili desanty. Początkowo jednak szło im nie najlepiej. W okolicach Oslo ciężki krążownik „Blücher” został zatopiony przez artylerię nabrzeżną. Norwegowie zyskali czas, by ewakuować rodzinę królewską oraz parlament. Ostatecznie król Haakon VII zdołał wyjechać do Wielkiej Brytanii.
Tymczasem Niemcy szybko opanowali sytuację. Zajęli między innymi Oslo, Stavanger i Bergen. 10 kwietnia Norwegom na pomoc ruszyli alianci. – Już sam fakt, że byli w stanie wysłać swoje oddziały tak szybko może świadczyć o tym, że do operacji lądowania w tej części Europy przygotowywali się już wcześniej – uważa dr hab. Polejowski. Wśród sił ekspedycyjnych znaczącą rolę odgrywali Polacy – Samodzielna Brygada Strzelców Podhalańskich dowodzona przez gen. Zygmunta Szyszko-Bohusza. Alianci nie zdołali pokonać Niemców na południu kraju. Po ciężkich bojach zajęli jednak Narwik. Sytuacja walczących tam Niemców w pewnym momencie stała się na tyle rozpaczliwa, że Hitler dopuszczał nawet możliwość przekroczenia przez nich granicy ze Szwecją, gdzie zostaliby internowani. – Walki na północy Norwegii trwały do czerwca 1940 roku. Ostatecznie alianci, pomimo przewagi, zdecydowali o wycofaniu swoich wojsk. Powodem była dramatyczna sytuacja we Francji, która w maju została zaatakowana przez Niemców i była bliska klęski. Jej obrona stała się dla sprzymierzonych priorytetem – podkreśla historyk.
Duńscy jeńcy wojenni, 9 kwietnia 1940. Fot. Wikipedia
Zagarnięcie Danii i Norwegii zapoczątkowało pięcioletnią okupację tych państw. – W każdym z nich miała ona diametralnie inny przebieg – przyznaje dr hab. Polejowski. – W Danii przy władzy pozostał dotychczasowy rząd. Choć musiał współpracować z Niemcami, w państwie toczyło się w miarę normalne życie polityczne. Do 1943 roku organizowane były nawet wybory – dodaje. Duńczycy odmówili wydania w ręce niemieckie swoich żydowskich obywateli. Większość z nich została ewakuowana do neutralnej Szwecji. Polityka Niemców zmieniła się dopiero w 1944 roku, kiedy zaczęli ponosić dotkliwe klęski na frontach.
Jednocześnie w Danii coraz mocniej rozwijał się ruch oporu. Kraj odzyskał pełną niepodległość w maju 1945 roku. – Na pozostawienie miejscowym tak dużej swobody Niemcy nie mogli sobie pozwolić w Norwegii. Kraj ten był dla nich zbyt ważny ze strategicznego punktu widzenia. Dzięki kontroli nad norweskimi portami mogli na przykład atakować idące przez Atlantyk konwoje z pomocą dla ZSRR – wyjaśnia dr hab. Polejowski. – Ustanowili tam swojego komisarza. Co prawda w 1942 roku został ustanowiony kolaboracyjny rząd Vidkuna Quislinga, faktycznie jednak był on jedynie marionetką w rękach niemieckich. Oczywiście poziomu represji nie można przyrównać z tymi, które stosowane były na przykład w okupowanej Polsce, niemniej w Norwegii Niemcy prowadzili politykę twardej ręki – podkreśla historyk. W kraju działał ruch oporu. W Wielkiej Brytanii działał emigracyjny rząd oraz król Haakon VII, istniały norweskie siły zbrojne.
Okupacja na północy kraju zakończyła się w pod koniec 1944 roku. Wówczas region Finnmark został zajęty przez Armię Czerwoną. Pozostała część kraju doczekała wyzwolenia w maju następnego roku, kiedy to Niemcy skapitulowali przez aliantami. Po wojnie Quisling został przez Norwegów osądzony i stracony.
Korzystałem z książek Henrika O. Lunda, Bitwa o Norwegię 1940, Wrocław 2010 oraz Jacka Greene'a i Alessandro Massignaniego, Hitler Strikes North: The Nazi Invasion of Norway and Denmark, April 9 1940, Frontline Books 2013 (dostęp poprzez books.google.pl)
autor zdjęć: Wikipedia, Bundesarchiv/Wikipedia
komentarze