Późną wiosną 1944 roku Niemcy zebrali znaczne siły i podjęli próbę spacyfikowania w ramach akcji „Sturmwind” oddziałów partyzanckich działających w Lasach Janowskich i Solskich. Trafili jednak na zacięty opór. 14 czerwca 1944 roku doszło do walk na Porytowym Wzgórzu, które są uznawane za największą bitwę partyzancką na ziemiach polskich z okresu II wojny światowej.
W połowie 1944 roku sytuacja wojsk niemieckich praktycznie na wszystkich frontach nie wyglądała najlepiej. Na wschodzie krok za krokiem Sowieci zajmowali kolejne obszary. Granice Polski przedwojennej Armia Czerwona przekroczyła już na początku stycznia 1944 roku. Na froncie włoskim wojska alianckie w maju przełamały linię Gustawa i już 4 czerwca wkroczyły do Rzymu, a dwa dni później rozpoczęło się lądowanie w Normandii i otworzył się front na zachodzie Europy.
Ale i w okupowanej Polsce ziemia zaczynała się palić Niemcom pod nogami. We wschodnich rejonach wraz ze zbliżaniem się Sowietów rozpoczynała się operacja „Burza”, zaś na pozostałych terenach praktycznie wszędzie polskie podziemie rosło w siłę. W rezultacie Niemcy musieli kierować coraz większe siły do pacyfikowania niespokojnych obszarów. Niebezpiecznie dla przedstawicieli niemieckiego aparatu represji robiło się też na obszarach oddalonych od frontu, czego powodem były podejmowane co rusz przez podziemie operacje wymierzone w głównych architektów walki z polskością, z najsłynniejszą bodaj akcją zlikwidowania Franza Kutschery na czele, do której doszło w lutym 1944 roku.
Szczególnie aktywne były oddziały polskiej konspiracji w południowej części dystryktu lubelskiego Generalnego Gubernatorstwa, gdzie schronieniem dla partyzantów były rozległe Lasy Janowskie i Solskie. Obszary te w czerwcu 1944 roku znalazły się już na przedpolu frontu, zatem działanie grup partyzanckich, które były w stanie prowadzić akcje sabotażowe i dywersyjne na tyłach ich wojsk, było dla Niemców skrajnie niebezpieczne.
Samoloty przeciwko partyzantom
Wróg zdecydował się zatem podjąć szeroko zakrojoną akcję pacyfikacyjną. Miała ona doprowadzić do zlikwidowania oddziałów partyzanckich oraz uspokoić sytuację na zapleczu frontu. Operacji nadano kryptonim „Sturmwind” (wicher) i skierowano do niej dwie dywizje rezerwowe (nr 154 i 174), dywizję ochronną nr 213, Korpus Kawalerii Kałmuckiej oraz pułki szkoleniowe i jednostki pomocnicze – w sumie około 60 batalionów liczących niemal 30 tys. żołnierzy. Wsparcie dla jednostek naziemnych stanowiła również grupa samolotów bombowych i rozpoznawczych 4 Floty Powietrznej. Operacją dowodził sam szef Okręgu Wojskowego Generalnej Guberni gen. Siegfried Haenicke.
Niemcy zebrali znaczne siły, ale mieli też poważnego przeciwnika. Na tym terenie operowały bowiem oddziały polskiego państwa podziemnego: był to przede wszystkim scalony z AK oddział Narodowej Organizacji Wojskowej por. Franciszka Przysiężniaka „Ojca Jana”, dowodzony pod jego nieobecność przez por. Bolesława Usowa „Konara”, poza tym oddział AK Jana Orła pod dowództwem por. Mieczysława Potyrańskiego „Poraja”. W tym samym rejonie aktywnie działała także podporządkowana Moskwie polska partyzantka komunistyczna, której główną siłę stanowiły dwie brygady Armii Ludowej wraz z wchodzącymi w ich skład oddziałami Batalionów Chłopskich pod dowództwem Juliana Kaczmarczyka „Lipy”. Operowały tu również partyzanckie oddziały sowieckie, obejmujące m.in. oddział łącznikowy NKWD Leona Kasmana oraz sowiecki oddział im. Stalina. Wszystkie one liczyły łącznie 3,3–3,5 tys. ludzi.
Współpraca ponad podziałami
Niemcy przystąpili do operacji pacyfikacyjnej 9 czerwca 1944 roku. Plan zakładał otoczenie szerokim pierścieniem terenów operacji, a następnie stopniowe zaciskanie go i eliminowanie kolejnych oddziałów partyzanckich. Obstawili drogi i rozstawili oddziały zaporowe, które miały uniemożliwić partyzantom wyrwanie się z okrążenia. Doszło do pierwszych potyczek i walk, które poszczególne oddziały partyzanckie prowadziły jeszcze na własną rękę i bez koordynacji. 11 czerwca pod miejscowością Graby bechowcy por. Juliana Kaczmarczyka „Lipy”, stanowiący część 1 Brygady Armii Ludowej, starli się z oddziałem kałmuckiej jazdy płk. Ottmara Vrby, znanego też jako Otto Doll. Zginął wówczas sam „Lipa” i 12 jego żołnierzy. Do walk doszło również w pobliżu miejscowości Kiszki, Momoty Dolne i Momoty Jakubowe.
Obrońcy szybko się zorientowali, że sytuacja jest poważna. Niemcy dysponowali dużą przewagą w ludziach i sprzęcie, korzystali poza tym z samolotów rozpoznawczych, dzięki którym mogli lokalizować oddziały partyzanckie i oceniać ich liczebność. W takiej sytuacji podczas spotkania na naradzie przeprowadzonej 12 czerwca doszło do porozumienia dowództw oddziałów AK i sowieckich w sprawie połączenia sił i podjęcia wspólnej akcji. Dowodzenie tak powstałym zgrupowaniem objął ppłk Nikołaj Prokopiuk, sowiecki agent NKWD, przerzucony na ziemie polskie już w połowie 1942 roku i dowodzący najliczniejszym oddziałem w zgrupowaniu. Jego zastępcą został inny oficer sowiecki – mjr Wiktor Karasiow, dowódca sowieckiego oddziału im. Aleksandra Newskiego. Założono przeprowadzenie koncentracji sił partyzanckich, podjęcie walki wspólnymi siłami, a potem wyrwanie się z pierścienia pod osłoną nocy i przebicie do Lasów Solskich.
Dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności w ręce partyzantów wpadły niemieckie plany operacyjne. Stało się to podczas zasadzki na oddział niemiecki, zorganizowanej w pobliżu miejscowości Szklarnia, na drodze wiodącej do Janowa Lubelskiego. Pozwoliło to partyzantom zorientować się w zamierzeniach przeciwnika oraz podjąć działania zapobiegawcze. Partyzanci wycofali się na pobliskie zalesione wzniesienie, zwane Porytowym Wzgórzem, leżące niemal w samym środku Lasów Janowskich. Miejsce było dogodne, pozwalało bowiem kontrolować okolicę, w dodatku było osłaniane naturalnymi przeszkodami, które utrudniały działanie przeciwnika: od południa stawami rybackimi, od północy zaś grząskim, podmokłym terenem. 14 czerwca doszło tam do całodniowej bitwy, zwanej też od przepływającego tam potoku bitwą nad Branwią.
Walki rozpoczęły się od świtu ostrzałem artyleryjskim, który miał zmiękczyć obrońców. Potem ruszył pierwszy atak, został jednak odparty. Niemcy wznowili zatem ostrzał artyleryjski i moździerzowy wzgórza, obrzucili je bombami z samolotów, ale mimo powtarzanych prób szturmu, nie udało się im przełamać oporu partyzantów. Dopiero po południu przerwali linię obrony. Szybko zostali jednak wyparci, a podczas kontrataku oddział „Konara” zdobył dwa działa polowe oraz trzy moździerze, które wzmocniły siłę obrońców. Ich obsługą zajęła się grupa podchorążych pod dowództwem mającego doświadczenie artyleryjskie Mariana Mizgalskiego „Wrony”. Gdy zapadł zmrok, co nastąpiło około godziny 22.00, walka wygasła.
Wyrwać się z pierścienia
Obawiając się, że kolejny dzień walki może doprowadzić do całkowitego rozbicia oddziałów, partyzanci zdecydowali się jeszcze tej samej nocy podjąć próbę wyrwania z okrążenia. Znający teren partyzanci „Konara” ruszyli jako pierwsi. Wysondowali lukę w niemieckich liniach i poprowadzili tamtędy pozostałych, w tym także żołnierzy z oddziałów sowieckich. Gdy więc Niemcy o świcie znów ruszyli do ataku, na Porytowym Wzgórzu nie było już nikogo. Tymczasem partyzanci dzięki wytężonemu marszowi osiągnęli oddalone o około 40 km Lasy Solskie.
Podczas całodniowej wymiany ognia obydwie strony poniosły poważne straty. Partyzanci stracili w sumie około 250 ludzi – zabitych, zaginionych i rannych. Straty niemieckie były zbliżone, choć w niektórych opracowaniach wskazuje się, że poległych ze strony wroga mogło być nawet dwukrotnie więcej. Bitwa na Porytowym Wzgórzu uznawana jest za jeden z największych bojów partyzanckich, do których doszło na ziemiach polskich podczas II wojny światowej.
Bibliografia
„Boje polskie 1939–1945. Przewodnik encyklopedyczny” pod red. Krzysztofa Komorowskiego, Warszawa 2009.
„Kałmucki Korpus Kawalerii. Zbrodnie popełnione na ziemiach polskich w 1944 r. w dokumentach SB”, wstęp, wybór źródeł i opracowanie Ryszard Sodel, Lublin 2011.
Stanisław Puchalski, „Partyzanci »Ojca Jana«”, Stalowa Wola 1996.
Jerzy Ślaski, „Polska walcząca”, Warszawa 1999.
autor zdjęć: st. chor. Jacek Łukaszyk
komentarze