Chorąży Andrzej Wronka ORP „Błyskawicę” zna na pamięć. Od dziobu po rufę i od stępki po szczyt masztu. Żona zarzuca mu nawet, że okręt jest w jego życiu ważniejszy od niej. Za promowanie Marynarki Wojennej i jej historii podoficer został wyróżniony wpisem do „Księgi Honorowej Wojska Polskiego”.
Na wodę ciągnęło go od dziecka. Choć dziś nie wypływa z portu, mł. chor. mar. Andrzej Wronka zapewnia, że udało mu się zrealizować marzenia. Jest bosmanem na polskim niszczycielu, najstarszym tego typu okręcie na świecie.
Podstawy rzemiosła poznawał w Szkole Żeglugi Śródlądowej w Kędzierzynie-Koźlu. – Podczas praktyk na statkach przeszedłem prawdziwą szkołę charakteru – wspomina podoficer. Tam też na dobre zaraził się miłością do morza. Szkołę Podoficerską Marynarki Wojennej w Ustce ukończył jako prymus. Dzięki temu mógł wybrać miejsce służby.
– Chciałem wrócić do 12 Wolińskiego Dywizjonu Trałowców w Świnoujściu na okręt ORP „Resko”, na którym miałem praktyki – mówi. Jednak los skierował go na okręt-muzeum ORP „Błyskawica”. – Byłem zawiedziony. Okręt piękny, ale zamiast pływać cumuje na stałe przy nabrzeżu w Gdyni – opowiada. Przełożeni poradzili mu, żeby przez rok został na „Błyskawicy”, a potem poprosił o przeniesienie na okręt bojowy. Jednak po 12 miesiącach chorąży już nie chciał się przenosić. Właśnie mija 22 rok jego służby na „Błyskawicy”. Dłuższy o kilka miesięcy staż na tym okręcie ma tylko jego dowódca kmdr por. Jerzy Łubkowski.
Wronka przeszedł na „Błyskawicy” wszystkie stanowiska podoficerskie. Zaczynał w dziale elektromechanicznym jako dowódca drużyny motorzystów, potem był szefem tego działu, a stanowisko bosmana okrętowego jest ukoronowaniem kariery. To on odpowiada m.in. za utrzymanie wysłużonego okrętu w dobrej kondycji, nadzorowanie przestrzegania regulaminów, sprzęt ratunkowy, a także szkolenie z ratownictwa.
Na ORP „Błyskawica” służba jest specyficzna. – To okręt-muzeum udostępniony do zwiedzania, ale jednocześnie normalna jednostka wojskowa, gdzie obowiązuje taki sam porządek dnia jak na każdym innym okręcie stojącym w porcie – wyjaśnia chorąży. Na wielu innych podobnych jednostkach na świecie, choćby na HMS Victory, XVIII-wiecznym żaglowcu brytyjskiej marynarki wojennej, są tylko manekiny i atrapy. – U nas toczy się normalne życie okrętowe, działa kuchnia, marynarze szkolą się, można obejrzeć elementy ceremoniału morskiego – zaznacza Wronka. – Aby ubarwić ten ceremoniał, chorąży z własnej inicjatywy nauczył się sygnałów granych na trąbce i pełni na okręcie rolę nieetatowego trębacza – opowiada kmdr por. Łubkowski.
Do obowiązków podoficera należy też dbanie o porządek na „Błyskawicy” i wygląd załogi. – Jest pod tym względem pedantem, jego mundur zawsze wygląda nieskazitelnie – mówi dowódca okrętu. I dodaje: – W czasie szkolenia podoficerów w Niemczech chorąży został arbitrem elegantiarum, czyli osobą będącą autorytetem w kwestii dobrego smaku.
Podoficer oprowadza też wycieczki po pokładzie, opowiada w szkołach o morskich tradycjach i zasiada jako juror w konkursach wiedzy o marynarce.
Czasami służba na „Błyskawicy” wymaga nieprzewidzianych działań. Członkowie załogi często jako pierwsi ruszają na ratunek tonącym w pobliżu okrętu. – Spacerujący po molo wpadają do wody przez nieuwagę, czasem poślizgną się np. po alkoholu, a bywa, że niektórzy próbują popełnić samobójstwo – wylicza chor. Wronka. Sam brał udział w kilku akcjach ratowniczych, a trzech tonących osobiście wyciągał z wody. Szczególnie wspomina rok 1999, gdy z kilkoma żołnierzami schwytali złodziei próbujących okraść budki gastronomiczne na molo. Okazało się, że był wśród nich przestępca poszukiwany listem gończym. Chorąży otrzymał za to od prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego Medal za Ofiarność i Odwagę.
Dziś chor. Wronka należy do najwierniejszych wielbicieli zabytkowego okrętu. – Moja żona ma pretensje, że u mnie pierwsza jest „Błyskawica”, a dopiero potem ona. Kurtuazyjnie zaprzeczam, ale coś w tym jest – żartuje żołnierz. W pierwszych latach służby na „Błyskawicy” razem z kolegą po pracy przebierali się w robocze ubranie i zwiedzali niedostępne zakamarki okrętu. – Poznaliśmy go od dziobu po rufę i od stępki po szczyt masztu. Dziś nikt z członków załogi nie może mnie „zagiąć” pytaniem o budowę okrętu – zapewnia.
Pasjonuje się też historią „Błyskawicy”. Ostatnio zdobył archiwalne materiały, zdjęcia i filmy z lat 1942–1944, kiedy okręt walczył u brzegów Afryki Północnej. Dzięki temu w tym roku razem z załogą wymalowali okręt w oryginalny kamuflaż z tamtego okresu. – Granice kolorów poprowadziliśmy dokładnie tak samo, jak były pomalowane 70 lat temu, co do nitu – podkreśla Andrzej Wronka.
Zbiera i czyta książki marynistyczne, znajduje też czas na sport. Założył nawet drużynę piłkarską złożoną z członków załogi. Był w niej najpierw bramkarzem, teraz jest trenerem. – W lokalnych rozgrywkach zajmujemy drugie miejsce, przegrywając jedynie z drużyną byłych piłkarzy klubu piłkarskiego Arka Gdynia – podkreśla z dumą.
Na morze ciągnie go nadal. – Co jakiś czas uda mi się wypłynąć na innym okręcie w rejs, mam też uprawnienia motorowodne i jachtowe, więc trochę żegluję – mówi chor. Wronka. Ale jego marzeniem jest jak najdłużej służyć na „Błyskawicy”. – Chciałbym, aby okręt w dobrej kondycji przetrwał wiele lat. To symbol naszej floty i jedyny łącznik z przedwojenną Marynarką Wojenną – podkreśla.
autor zdjęć: Arch. chor. Andrzeja Wronki
komentarze